Prywatne wspomnienia Henryka Figla

W moim opisie są wspomnienia o moich przodkach, moich rodzicach i moich latach dzieciństwa. Dziadkowie to Stanisław Durałek i Jadwiga Durałek, pochodzący z Małopolski.

Kiedy po 1-szej wojnie bardzo dużo ludzi wyjechało za pracą do innych krajów. Właśnie tą drogę wygrał mój przyszły dziadek wyjeżdżając wraz z żoną do Ameryki. Zadomowił się tam na parę lat, pracując jako drwal przy wyrębie drzew. Będąc w Ameryce w roku 1912 przyszła na świat córka Stanisława Durałek. Po kilku latach pobytu w Ameryce dorobili się pewnej fortuny i postanowili wrócić do Polski. W Polsce znaleźli miejsce w Bydgoszczy, gdzie postanowili zakupić gospodarstwo rolne na Zimnych Wodach w Bydgoszczy.

Jako przyszły mój ojciec Maksymilian Figiel zapoznał Stanisławę Durałek, po jakimś czasie stanowili już jako małżeństwo. Mój przyszły ojciec zamieszkał wraz z żoną na Zimnych Wodach. Kiedy to Maksymilian Figiel zamieszkały był jako kawaler przy ulicy Ujejskiego. Jako chłopak otrzymał od swoich rodziców ziemię. Postanowił Dziadek Durałek aby wybudować dla swojej córki Stanisławy i przyszłego zięcia dom mieszkalny i tak się stało.

W roku 1931 zaczęto budowę domu przy ulicy Ujejskiego 74. Czas budowy to kilka lat pracy, jako murarz przyszły Mój ojciec duży wkład był własny, finansowany przez Stanisława Durałka. Przez kilka lat przyszli moi rodzice mieszkali na Zimnych Wodach, gdzie budowa domu trwała.

Rok 1932 przyszła dla rodziców pierwsza jaskółka - narodziny syna Henryka. Byłem przy wspomnieniach przez rodziców oczkiem w domu, więcej czasu poświęcano mnie, a wprawdzie mówiąc wychowany byłem przez Dziadków. Upływały lata zawsze byłem oczkiem Dziadków. Lata upływały kiedy to przyszedł czas wysłać dziecko do szkoły. Uczono mnie w domu pisania i czytania w języku polskim. Byłem zapisany do szkoły podstawowej w roku 1939, do pierwszej klasy. Ale tej szkoły nie doczekałem się, gdyż w miesiącu wrześniu 1939 roku wybuchła II Wojna Światowa. Całe moje zakupione książki i nauka języka Polskiego poszły w niepamięć.

Kiedy wkroczyli Niemcy do Bydgoszczy miałem 7 lat. Jednego dnia mama moja zabrała mnie do miasta na jakieś zakupy, był to miesiąc wrzesień-październik. Idąc na Starym Rynku w Bydgoszczy miałem przed przyjazdem Niemców, zakupioną szkolną Rogatywkę (czapka). W pewnym momencie grupa niemieckich łobuzów zbliżyła się do nas, bijąc mnie po głowie, gdzie czapka i ja upadliśmy na ziemię. Wówczas moja mama widząc płaczącego synka pozbierała mnie jak i czapkę, udając się jak najszybciej do domu. Niemcy wykrzykiwali na mnie po niemiecku: „Du Fafluchte Polen”! 

To nie wszystkie dramaty mojej rodziny i dziadków. Właśnie w roku 1940-41 dziadkowie zostali wyrzuceni ze swojego gospodarstwa, z ulicy Częstochowskiej w Bydgoszczy, pozostawiając cały dorobek życia w rękach niemieckich. Dziadkowie mieli jeszcze 2 dzieci: syna i córkę, którzy nie mając gdzie zamieszkać zostali przyjęci przez córkę i zięcia, którzy wcześniej wybudowali dom dla rodziny. W latach okupacji mój dziadek Durałek i mój ojciec Stanisław zostali wywożeni obowiązkowej pracy do Kartuz to woj. Gdańskiego a ich syn Józef mieszkający przy ul. Ujejskiego był obowiązkowo zatrudniony jako robotnik w gospodarstwie u rodziny niemieckiej. 

Dla polskich rodzin życie nie było łatwe, gdyż żywność była kupowana na tzw. kartki. Całą okupację z Dziadkami a najwięcej z babcią Jadwigą spędzałem ucząc się dalszym ciągu języka polskiego z myślą, że jeszcze kiedyś będzie wolna Polska. I tak się stało.  W roku 1945 kiedy kończyła się wojna Dziadkowie powrócili do gospodarstwa, a ja mogłem kończyć  szkołę polską w roku 1945-47

W roku 1940 zmuszony byłem uczyć się innego języka, jakim był niemiecki. Zapisano mnie do 1-szej klasy szkoły niemieckiej, gdzie dla mnie pisownia niemiecka jako plat Deutsch była bardzo trudna i ciężka do nauczenia. Jednak po pierwszym roku władza niemiecka postanowiła wprowadzić pisownię Latajnisz, z pisownią alfabetyczną jak polska. Do szkoły niemieckiej chodziłem przy ulicy Toruńskiej a Władysława Bełzy. Była to szkoła wyłącznie dla dzieci Polskich. Okres nauki w języku niemieckim nie był dla mnie łatwy. 

W tym okresie kiedy mieszkaliśmy już na Ujejskiego 44 w nowym domu wybudowanym przez moich rodziców próbowano nas wyrzucić z mieszkania, ale mając dobrego przyjaciela, sąsiada niemieckiego o nazwisku Hauden, nie dokonano tej eksmisji. 

Kiedy dzieci polskich rodzin chodziły do szkoły niemieckiej w  czasie wakacji zostali wywożeni na wykopki ziemniaków do gospodarstw niemieckich, tak i mnie to spotkało.

W roku 1942-43 zostałem odprowadzony przez moją babcię Jadwigę do pociągu wąskotorowego na ulicę Grunwaldzką aby wyjechać do Koronowa a tam do gospodarzy w miejscowości Mąkowarsko. Nastąpił nalot bombowy ze strony samolotów amerykańskich, gdzie bombardowane były domy przy dworcu. Do wyjazdu nie doszło, wyjazd jednak był za 2 dni. Przez miesiąc byłem daleko od rodziców jako 11 latek zbierający na polach polskich okupowanych przez niemieckich właścicieli. Było to dla dzieci bardzo ciężkie, ale wróciłem cały i zdrowy do rodziców. 

Rok 1945 zakończyłem szkołę niemiecką, kończąc 4 letni nauki języka niemieckiego.  W roku 1945 po wyzwoleniu zacząłem naukę w szkole polskiej od klasy 5. Dla wszystkich dzieci był to trudny okres nauczania zaczynając od 5 klasy. Przez okres okupacji rodzice uczyli dzieci swoje dużo języka polskiego w tym okresie kiedy byłem uczniem szkoły podstawowej przy ulicy Karpackiej, organizowano wiele kół zainteresowań dla całej młodzieży. Ja miałem zainteresowanie do harcerstwa i wędrówek i tak się stało. W szkole powstała drużyna harcerska, gdzie można było się zapisać. Zapisano mnie i po 1 roku wyjechaliśmy na obóz harcerski. 

Miejscowością była to wieś położona za Koronowem, gdzie nazywała się Kadzionka. W tym obozie było 22 harcerzy pod przewodzącym drużynowym jakim był Pan Szudzichowski. Moje zainteresowania były jednak skierowane w innym kierunku jakim był sport: biegi i piłka nożna. Jadnak polubiłem tylko biegi gdzie z kolegami indywidualnie trenowaliśmy na dzikich bieżniach przy ulicy Glinki i Kujawskiej. Mój pierwszy bieg to przy ulicy Dolinie w Bydgoszczy organizowany przez koło „Drukarzy”. Bieg ten skończyłem na dalszym miejscu, gdzie otrzymałem dyplom pamiątkowy. Byłem też w drużynie harcerskiej 34-tej zlokalizowanej przy kościele Fara w Bydgoszczy, gdzie byłem też ministrantem przez 2 lata. Drużyna harcerska była po słynnej 7-ce w Bydgoszczy. Drugą dużą drużyną w Bydgoszczy - jednak po 2 latach istnienia w okresie komunistycznego reżimu musiano tę drużynę rozwiązać a drużynowi zostali aresztowani i prześladowani. Opiekunem tej drużyny był ksiądz Henelt z kościoła Fara w Bydgoszczy. Mam zdjęcie ze zbiórki przy ulicy mostowej, to ten zastęp do którego należałem.

Po trzech latach szkoły podstawowej od 5 tej do 7 klasy ukończyłem szkołę podstawową w 1947. W tym samym roku zapisali mnie do Szkoły Zawodowej Przemysłu Metalowego. Kiedy byłem uczniem szkoły zawodowej organizowano bieg Ilustrowanego Kuriera Polskiego na Bielawkach. Szkoła na ten bieg zapisała mnie jako ucznia tej szkoły. Był to bieg przełajowy w okolicy szpitala na Bielawkach. Wówczas w tym biegu zająłem 1 miejsce i na pamiątkę otrzymałem Dyplom oraz nagrodę rzeczową jakim był Album w okładzinie drewnianej z rzeźbą Bydgoszczy.

Szkołę zawodową zawodzie Ślusarza narzędziowego ukończyłem w roku 1949. Jako zakład pracy i nauki była to Fabryka Rowerów w Bydgoszczy. Były to podzielone małe zakłady, nazywały się „Tornedo”, „Jar”, „Myllner”, „Fema”.  Właśnie w tej Femie ukończyłem szkołę zawodową i pracowałem dalej jako nowo upieczony czeladnik ale już moje zainteresowania były do sportu kolarskiego. Zawsze po zakończonej pracy w wolnych chwilach jeździłem wraz z kolegami na wycieczki rowerowe i treningi indywidualne. 

Dalszy ciąg to kolarstwo gdzie właśnie w 1948 startowałem w wyścigu propagandowym na trasie 20 km. Start przy ulicy Gdańskiej (wodociągi) z półmetkiem przy Czerwonej Karczmie w Żołędowie a powrót do Bydgoszczy gdzie zająłem na rowerze własnej konstrukcji 21 miejsce.

Popularne posty